
Nie lubiła tej dzielnicy, każdego dnia przechodząc nieopodal ściętego konara jakiegoś kilkudziesięcioletniego klonu odwracała się za siebie na krok przed zakrętem, żeby upewnić się, że na całym pokonanym juz odcinku nikt nie idzie za nią, miała wtedy gwarancję, tak przynajmniej wtedy myślała, że pozostały odcinek drogi pokona już nieniepokojona przez nikogo.
Nie lubiła też tego sklepu na rogu, pamiętająca czasy PRL-u lada, na półkach misternie rozciągnięta cerata ,przypięta od spodu metalowymi pineskami i zawsze ta sama Pani Teresa.
Czerwone policzki , trudno powiedzieć, czy przez popękane naczynka, czy ze zwykłego przepicia, mętny wzrok i ten sam zobojętniały wyraz twarzy.
Ale bułki miała najlepsze.
Najbardziej jednak nie lubiła tego mężczyzny, właściwie nie wiedziała dlaczego, może to ta woda kolońska , która powodowała u niej wywracanie się trzewi, dopiero co zresztą obudzonych , czy ten wzrok, który powodował u niej napięcie mięśni i gęsią skórkę.
Z czasem zaczynała rozumieć tę część ciągle nie jej miasta. Zaczynała się czuć coraz pewniej a i konar obok którego dalej, dzień po dniu przechodziła ,złagodniał i teraz nie był już tak nieprzyjazny, teraz rozciągał się leniwie niczym kot wzdłuż jej codziennego szlaku.
Zdarzało jej się nawet ukradkiem puścić mu oczko.
Po zimie przyszła wiosna, ta sama, która podnosiła poziom endorfin i powodowała szybsze krążenie krwi i ta sama która usypiała czujność..
Upadła twarzą w błoto, miała wrażenie, że złamała wskazujący palec ręki, ale to było tylko przytłumione przebłysk, bardziej dokuczliwy był tępy ból w potylicy,rozchodzący się promieniście po całej glowie i spływający po karku dziwnym rodzajem ciepła,potem poczuła szarpnięcie, ale nie mogła go zlokalizować,nagle wszystko ucichło....
Kolejny kadr to przeraźliwy ziąb i cuchnący żądzą oddech, przerywany jakimiś ledwo przez nią słyszalnymi, pojedynczymi słowami..
Doczekałaś się.....Cięcie.. Ku...... wal..........sta....
W tych momentach kiedy odzyskiwała przytomność próbowała się bronić, właściwie nie wiedziała , czy broni się naprawdę, czy tylko mózg projektuje chęć walki. Zwymiotowała.
Poczuła się błogo, ból zaczął ustępować torując drogę nowemu odczuciu, spróbowała otworzyć oczy, powieki były ciężkie i nie poddawały się woli ich choćby poruszenia.
Wokół niej unosił się zapach lizolu i spirytusu salicylowego, chciało jej się pić..
Kilka dni później wiedziała co się stało, policyjne procedury nie mają w sobie nic ze sztuki dyplomacji, nie dali jej nawet dobrze odpocząć.
-Proszę sobie przypomnieć choćby najmniejszy szczegół, na pewno coś pani widziała coś, co może się okazać kluczowe.
Ale nie widziała, i im bardziej się skupiała, tym bardziej przypominała sobie smak błota w ustach i słyszała niemy krzyk rozpaczy. Odtwarzała klatka po klatce, sekunda po sekundzie,niewiele dało się z tego ulepić, co doprowadzało ją na skraj wyczerpania psychicznego. Przy którymś przesłuchaniu zakręciło się jej w głowie , żołądek podszedł do krtani ulewając żółci i paląc przełyk....Po raz wtóry, ten sam zapach przywołał falę torsji.
Ostatni puzel, ostatni element układanki...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Art.197 kodeksu karnego , uwzględniając okoliczności łagodzące, wyrok 8 lat pozbawienia wolności. Do w/w przysługuje prawo apelacji.


7 komentarzy:
Sama tego chciała, aight...?
Nie chciała..
Jak to nigdy nic nie wiadomo, na drodze... nawet tej, znanej. Czujność czasem ulega hibernacji, w porze chłodnej.
--------
Zdumiewający, obrazowy opis - niczym świadomość ofiary.
Sama tego chciała.
Sama prowokowała.
Słowa kamienie.
Lincz.
Maryś, trzeba być niespełna zmysłów, żeby chcieć brutalnego gwałtu.
Prześlij komentarz