piątek, 25 grudnia 2009

Rtęć


Na równi mawia się, że światem rządzi przypadek z tym, że w życiu nic nie dzieje się przez przypadek. Im bardziej sama się nad tym zastanawiała tym bardziej nie wiedziała pod czym podpisać się obiema rękami.
Nie była umysłem ścisłym, odkąd sięgała pamięcią, to humanistyka była jej mocną stroną, dlatego powinna wierzyć, że to jednak przypadek ale zamiłowanie do rzeczy niezbadanych popychało ją ku drugiej opcji – w życiu nic nie dzieje się przez przypadek. I tego będzie się trzymała.
Przez ostatnie lata, rok po roku, pozwalała, żeby chityna coraz szczelniej budowała pancerz, który skutecznie bronił dostępu do jej wnętrza. Tak było łatwiej. Nie musiała angażować emocji, przez co o tyle łatwiej było jej podejmować decyzje, z którymi wcześniej miała tyle kłopotów. Constans było jej ulubionym słowem. Żadnych huśtawek nastrojów, żadnych niedomówień, żadnych traum. Przewidywalność i klarowność sytuacji w każdej dziedzinie życia. Zaczęła nawet wierzyć w to, że nie potrzebuje nikogo, że jest samowystarczalna i tak silna, że przeżyje życie nie naruszając swojej, mimo wszystko delikatnej konstrukcji.
Im bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu tym bardziej, fizycznie niemalże, czuła jak ten misternie budowany pancerz zaczyna ją uwierać. Tłumione przez lata emocje zaczęły szukać ujścia, rozpychając się nie zabudowanymi jeszcze szczelinami. Bez względu na to jak bardzo starała się ukryć przed całym światem swoje słabości , jej potrzeby jako zwykłej kobiety domagały się swoich praw.
To co kiedyś sprawiało jej taką radość, teraz schodziło na drugi plan. Nawet celebrowanie posiłków traciło swój urok, bo ileż można gotować dla siebie samej, za towarzysza mając najnowszej klasy telewizor. Początkowo delektowała się swoją samotnością, napawała brakiem ludzi wokół siebie. Pławiła się w ciszy, zapachu kadzideł, pełnej wody wannie i ogromnym łóżkiem, na którym okręcała się w ciepły pled i sącząc gorące, aromatyczne kakao, zanurzała w lekturze Dostojewskiego, Puzo czy Nabukowa. Czasami tylko odpływała myślami do chwil, kiedy ktoś przy niej był. Szybko jednak odganiała te myśli, żeby nie popaść w melancholijną zadumę, której przecież nie znosiła. Nie mogła przecież dopuścić do sytuacji, żeby w jej hermetycznym świecie pojawiła się jakakolwiek rysa.
Już dawno podjęła decyzję, że chce być sama. Raz już kochała, tak bardzo, że kiedy to się rozpadło nie potrafiła się z tego pozbierać przez dobre dwa lata. Wracała myślami, porównywała. Stała się wrakiem bez perspektywy, bez nadziei na jutro, bez marzeń. Była jak kokon, który już dawno został opuszczony wielobarwnego motyla. Wtedy zdecydowała, że już nigdy nie pozwoli na to, żeby ktoś ją skrzywdził. Poznawała mężczyzn, wiedząc od pierwszego momentu, że nie zostaną w jej życiu. Budowała mur nie do przebicia a im bardziej ktoś się starał, żeby to zrobić , tym bardziej ona stawała się wyrafinowaną ekonomistką. W mgnieniu oka potrafiła zrobić bilans zysków i strat i tak samo szybko podjąć decyzję o dywersji. Stała się uciekinierem doskonałym, zaprawionym w boju, nie do wytropienia. Znikała z czyjegoś życia, tak szybko jak się w nim pojawiła, nie zostawiając żadnych złudzeń. Nigdy i nikomu. Z niedowierzaniem słuchała opowieści swoich znajomych, które przy sobotniej kawie z rumieńcem na twarzy opowiadały o swoich ukradzionych nocach z byłymi chłopakami, narzeczonymi i im podobnymi. Napawało ją to odrazą. Stanie w rozkroku między przeszłością a przyszłością , w otwartych drzwiach mogło zakończyć się tylko zapaleniem płuc, a w najlepszym przypadku cieknącym nosem. Ona zatrzaskiwała za sobą każde drzwi, które zamykały jakikolwiek rozdział jej życia. Do tego nie było powrotu, zawsze było tylko jutro. Uchylanie furtki nie mogło przynieść niczego dobrego.
Czas zrywał pożółkłe kartki z kalendarza, monotonnym ruchem, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, gojąc rany i łagodząc stężałe od zaciśniętych zębów rysy twarzy. Nie było już w niej złości, a o dawnych czasach przypominały tylko bielejące blizny, które nie przynosiły już bólu. Ale serce wciąż było tylko mięśniem napędzającym cały organizm, nie miało w sobie nic z poetyckich psalmów, nie drżało, nie zamierało, nie biło szybciej.


Wrześniowy piątek miał nie różnić się niczym innym od piątków sierpniowych, lutowych czy nawet marcowych, choć pewnie koty miały inne zdanie. Założyła ulubione rurki, czarną koszulę, nogi wsunęła w czerwone szpilki , dołożyła cieniutki czerwony pasek, raz jeszcze pociągnęła usta blyszczykiem i puściła do siebie oko w łazienkowym lustrze.Zamówiła taksówkę. Chwilę potem rozkoszowała się feerią barw świecących neonów z 24 piętra w centrum miasta. Podeszła do barku, nalała sobie białego wina.
Ich wzrok spotkał się na moment po tym, jak wszedł do mieszkania. Poczuła coś, co bardziej ją przeraziło niż zdziwiło. Nerwowo przełknęła ślinę a to samo serce, jeszcze przed sekundą, od miesięcy , bijące miarowo,swoim niezmąconym rytmem, podeszło jej do gardła.Nie pamiętała wiele z tego wieczoru, nie, nie dlatego, że wino mąciło jej umysł. Nie pamiętała, bo mieszanka endorfin i adrenaliny, które wytrąciły się tej nocy w mózgu, zdaje się, że oparami uśpiły logiczne myślenie i zdolność kojarzenia faktów. Chłonęła jego urok i zapach. Wierzyła w jego dobro i magię. Patrząc na niego, zaczynała tęsknić za czymś, co kiedyś utraciła. Nie mogła wiedzieć jeszcze co to było, ale wierzyła, że się dowie. On jej to powie. Powie w odpowiednim czasie.
Tamtego wieczora, zauważyła ogromne pęknięcie w jej pancerzu, kawałki zlepionej chityny odpadały jeden po drugim, zaśmiecając jej uporządkowane, samotne życie. Zbierała je i misternie próbowała przytwierdzać na swoje miejsce, ale nie mogła znaleźć odpowiedniego spoiwa, przez co była coraz bardziej roztargniona i zdezorientowana. Nie potrafiła walczyć ze swoją naturą, każdy centymetr jej ciała i duszy krzykiem domagał się uwolnienia od tej farsy, którą sama przed sobą grała. Wiedziała, że ludzie są zwierzętami stadnymi, mimo, że przez ostatnie lata robiła wszystko, żeby to w sobie zabić.Okazało się, że była jak izotop rtęci, na który mogła zadziałać tylko odpowiednia mieszanka. On był tą mieszanką.

poniedziałek, 9 marca 2009

In the middle of nowhere


Mijały dni, tygodnie, miesiące, drzewa to zakwitały, to wydawały owoc, to zrzucały liście, po to, by za chwilę pokryć się srebrzystym szronem i udekorować fantazyjnymi soplami. Potem znów przychodziło słońce i gasiło krótki, ale jakże widowiskowy żywot skrystalizowanej wody.

Koło fortuny rozkręcając się do zawrotnej prędkości, niedbale rozrzucało wokół uroki i smutki, nie bacząc , co komu się należy. Zdawało się być znudzone tym wirowaniem a im bardziej było znudzone , tym szybciej się kręciło. Uwijając sie jak w ukropie, jednemu zabrało podupadający zakład fryzjerski, drugiemu maleńki lokal z usługami szewskimi, ale sadowiąc w to miejsce, i pana Krzysztofa, jegomościa z wąsem, który z każdej uwiecznionej na przyprószonym sepią zdjęciu twarzy, wydobywał to co najsubtelniejsze, i buńczucznego młodzieńca z jego nową dumą - sklepem z winami.

Każdego lata w betonowych donicach rozkwitały nowe kwiaty, pieczołowicie wybierane przez gospodarza domu i doglądane przez niego każdego dnia a krawężniki uśmiechały się garniturem nowych, wybielonych zębów. Każdego dnia było coś innego w tym miejscu, dało się to zauważyć nawet biegnąc pędem do autobusu 145, który jako jedyny zaglądał do tego miejsca, a i on raz byl Ikarusem,a raz dumnie wyprężonym Solarisem.

Wszystko gnało na złamanie karku w pogoni za utraconym czasem, uciekając przed wyrzutami sumienia albo dla samego tylko gnania, żeby nie zginąć w tłumie pedzących jeszcze szybciej.

W tym sprinterskim kalejdoskopie niesposób bylo zauważyć jednej stałej.

Siedział tam zawsze, bez względu na porę dnia,musiał mieć dom, ale nigdy nawet nie pomyślała, żeby go o to zapytać.

Właściwie nie wiedziała dlaczego czasem mu pomagała, nie znosiła przecież czepliwych, ziejących z trzewi przetrawioną wódą zipów, ale on był inny, pokorny, grzeczny, wstydliwy?

Nigdy nie poprosił jej o pieniądze, siedział na tej swojej przetartej derce, ułożonej na kilku warstwach tektury i tylko czasami podnosił wzrok, po to, żeby natychmiast go spuścić, tak jak może to zrobić tylko ktoś proszący o jałmużnę.

Zawsze zaczynał tak samo, bez względu na to do kogo mówił, jakby wyczuwając każdego przechodnia, że zostanie zignorowany:

- Nie chcę pieniędzy.... Czy mógłbym poprosić o konserwę albo włoszczyznę?

Chyba działało, na nią na pewno, ale na innych też, często, kiedy robiła zakupy na kolację, obok niego leżała już pokaźna sterta wiktu. Bułka paryska, główka kapusty,liściasta herbata, herbatniki i południowy owoc.

Nigdy nie przestawał prosić, nawet jeśli tym, co nazbierał można juz było przygotować naprawdę godziwy posiłek. Wtedy ją złościł. Myślała - całą rentę czy inną emeryturę wydaje na chlanie , po to, żeby później prosić się o jedzenie, odwracała wtedy szybko głowę i przyspieszała kroku,liczyła, że może nie zdąży zapytać, ale on pytał, nawet jeśli mogły to usłyszeć już tylko jej plecy.

W duchu obiecywała sobie,że przestanie litować się nad nim, ale nie miała pomysłu skąd wziąć wędkę, uspokajając więc wyrzuty sumienia, które raz po raz dawały o sobie znać, podrzucała mu rybę.

Czasem w duchu stroiła sobie żarty, licząc kolejny schodek po którym wchodziła i otwierając tylko usta udawała, że mówi zamiast niego... - Nie chcę pieniędzy....

Przywykła do jego widoku, jedynego stałego elementu tego osiedla, zaczynała go traktować jako jedyną, pewną rzecz, która bez względu na tempo otoczenia dalej zachowuje stoicki spokój, pokorę i służalczą postawę, właściwie to dodawał jej otuchy, kiedy zaraz po przebudzeniu wyglądała przez okno, a on już był na swoim papierowym posterunku - ostatni bastion, którego nie dotyczył wyścig z czasem.

I znów przychodziła wiosna, za nią pospiesznie dreptało lato, poganiane przez nadchodzącą jesień i znów dostojna zima. Ostatnimi laty coraz bardziej sroga i bezlitosna.

Obudziła się jak zwykle i jak zwykle wyjrzała przez okno i jak zwykle on tam był. Od razu poprawił jej się humor.

Trzeci schodek, zawadiacko uśmiechnęła się do siebie, otworzyła usta, żeby za niego powiedzieć jego wyuczoną kwestię, ale nie usłyszała jej, mimo, że słyszała ją setki razy. Zwolniła...Uśmiech znikł z jej ust. Drugi schodek, znów otworzyła usta i znów nic nie usłyszała.

Pierwszy raz podeszła do niego tak blisko. Na jego twarz spadł płatek śniegu.

Nie topniał.

Samotność w sieci


Podobno słowa napisane lub wypowiedziane mają większą moc, sprawdziłam - to prawda. Kiedy myślisz, że ktoś jest SAUBLÖDI GRUSIGI DRÄCK SCHWUCHTEL.......nikogo tym nie obrażasz, ale kiedy to powiesz, raz na zawsze zapomnij, że ten ktoś Cię znał. Jeśli kogoś kochasz, ale tego nie powiesz głośno, gotów jest pomyśleć, że jest Ci obojętny i przejdzie obok.

Jesteśmy ofiarami cywilizacji, smsy, maile, komunikatory pozbawiły nas możliwości prawdziwej komunikacji. Wracamy do domu, zmęczeni, bez sił i naszym najlepszym rozmówcą okazuje się telewizor ( nie byle jaki najczęściej), skrzynka w Outlooku, czy inny wirtualny świat..

Diabli wzięli nerwowe dreptanie od okna do okna w wyczekiwaniu na Pana Tadka- posłańca wieści z papierowymi słowami zamkniętymi w kopercie, ze znaczkiem uwieczniającym warszawską Syrenkę czy innego kolorowego motyla, diabli wzięli drżące ręce, nieporadnie rozrywające kopertę. Diabli wzięli długopisy, papeterię, skrapianie listu perfumami, wkładanie zaschniętego bratka, kaligrafowanie każdej litery.Diabli wzięli osobistość, emocje, wysiłek, żeby list był wyjątkowy.

"Send" - i po sprawie, dwie minuty później "wyślij/odbierz"


Kiedy dwa lata temu porządkowałam dom moich rodziców natknęłam się na pudeło po butach, w środku znalazłam przepiękne pakunki przewiązane czerwoną wstążką i zalakowane kroplami wosku z czerwonej świecy, była nawet pieczęć, stare, metalowe 20 zł odciśnięte w zaschłej parafinie. To było 500 listów moich rodziców do siebie z okresu narzeczeństwa, trzymam je.. Kiedy porywa mnie wirtualny świat pudełko z tysiącem zaklętych słów sprowadza mnie na ziemię

czwartek, 5 marca 2009

Testosteron

Gdyby tak się zdarzyło, że znalazłszy na plaży magiczną lampę oklejoną jeszcze mokrymi ziarenkami piasku i po jej potarciu, zgodnie z szablonem każdej szanującej sie bajki o Alladynie, miałabym jedno życzenie, zdecydowałabym, że jeden dzień chciałabym być mężczyzną. A żeby było jak najbardziej zabawnie, chciałabym być zagorzałym kibolem z " Żylety"
Powodów jest kilka.
Po pierwsze primo:
Żeby w duszy zagrał mi ten religijny nieomal fanatyzm wyznawany na cześć najczęściej dwudziestu dwóch nóg, biegnących, czasem turlających się i ciągnących za lepiącą koszulkę po to tylko, żeby dogonić ten pozszywany z białych łatek kawał napompowanej skóry. Który zresztą przed chwilą został wykopany przez ich zawodnika z przeciwległej strony boiska!Może wtedy dotarłoby do mnie, co kryje się w duszy mężczyzny, który przed meczem czterdziestoośmioligowej drużyny, popada w pewien rodzaj katatonii li tylko po to, żeby kilka sekund później, (czasem niestety też dłuuuuuuuugich minut), zerwać się z zajętego już wcześniej szezlonga, czy innej amerykanki i ze zwierzęcą chucią , jakiej próżno wyczekiwać w ekstatycznym uniesieniu z żoną z hydrantem na głowie, wyryczał:
-Kuuuuuuuuurwa, gdzie podajesz chuuuuuujuuuuu!!!???????!?!
I z jeszcze bardziej zdziwioną miną, zapytuje oto, z boku siedzącego kumpla dzierżącego Lecha lub innego Krakowiaka:
-Widziałeś? Widziałeś kurwa co zrobił?? Widziałeś kurwa?
Sądząc po minie, kolega widział, ale jest nie mniej zdziwiony i do spółki porykuje złowieszczo.
Po drugie primo:
Odziałabym się w nylonowy dres marki Abidas czy inny Najk, powiesiłabym sobie osiemnaście i pół kilo łancucha, wbiłabym się w betę i z rykiem silnika i rozdzierającym tapicerkę skowytem głośników podjechała na stację benzynową po gaz , no bo przecież po co? I raz bym zaszalała:
- Za dwie dychy!!
A po trzecie primo:
Podrapałabym się po jajach.

Zaraz, zaraz ,nie mówiłam na początku, że chciałabym być jeden dzień mężczyzną?
To czemu napisałam o pantofelku?

Trybik

Gdyby tak mózg, zamiast swojego zestawu neurytów, nefrytów, synaps i kolbek nagle musiał zostać ograbiony z tych dobrodziejstw a w zamian za to, dostałby stary, poczciwy zestaw trybów, nie trzeba byłoby główkować, czy ktoś myśli czy nie. Mniej lub bardziej płynny zgrzyt z czaszki mógłby to dekonspirować. A jakaż cisza by nastała w większości domostw..

wtorek, 3 marca 2009

Mgła

Lubiła ten przyjemny półmrok o poranku, jego odcień sugerował, że blokowisko oblepia gęsta mgła. Uchyliła okno, pozwoliła na ekspansję tego kłębowiska kropel do jej mieszkania. Mgła nie czekała na zaproszenie, śmiało, bez żenady, włożyła głowę, rozejrzała się ciekawsko, a potem z łatowścią zaczęła przeciskać swoje bezkresne ciało do jej sypialni. Spowiła stojącą pod oknem komodę i zaczęła wulgarnie rozkładać się na łóżku, eksponując każdy kawałek jej wodnistego ciała.
Patrzyła na nią z zakłopotaniem ale i podziwem, z jaką łatwością zagarnęła jej terytorium.
Niemy przeciwnik pokonał jej zasieki, nawet na nią nie patrząc.
Na wszystko jest sposób.

poniedziałek, 2 marca 2009

Złodziej ciała


Nie lubiła tej dzielnicy, każdego dnia przechodząc nieopodal ściętego konara jakiegoś kilkudziesięcioletniego klonu odwracała się za siebie na krok przed zakrętem, żeby upewnić się, że na całym pokonanym juz odcinku nikt nie idzie za nią, miała wtedy gwarancję, tak przynajmniej wtedy myślała, że pozostały odcinek drogi pokona już nieniepokojona przez nikogo.

Nie lubiła też tego sklepu na rogu, pamiętająca czasy PRL-u lada, na półkach misternie rozciągnięta cerata ,przypięta od spodu metalowymi pineskami i zawsze ta sama Pani Teresa.

Czerwone policzki , trudno powiedzieć, czy przez popękane naczynka, czy ze zwykłego przepicia, mętny wzrok i ten sam zobojętniały wyraz twarzy.

Ale bułki miała najlepsze.

Najbardziej jednak nie lubiła tego mężczyzny, właściwie nie wiedziała dlaczego, może to ta woda kolońska , która powodowała u niej wywracanie się trzewi, dopiero co zresztą obudzonych , czy ten wzrok, który powodował u niej napięcie mięśni i gęsią skórkę.

Z czasem zaczynała rozumieć tę część ciągle nie jej miasta. Zaczynała się czuć coraz pewniej a i konar obok którego dalej, dzień po dniu przechodziła ,złagodniał i teraz nie był już tak nieprzyjazny, teraz rozciągał się leniwie niczym kot wzdłuż jej codziennego szlaku.

Zdarzało jej się nawet ukradkiem puścić mu oczko.

Po zimie przyszła wiosna, ta sama, która podnosiła poziom endorfin i powodowała szybsze krążenie krwi i ta sama która usypiała czujność..

Upadła twarzą w błoto, miała wrażenie, że złamała wskazujący palec ręki, ale to było tylko przytłumione przebłysk, bardziej dokuczliwy był tępy ból w potylicy,rozchodzący się promieniście po całej glowie i spływający po karku dziwnym rodzajem ciepła,potem poczuła szarpnięcie, ale nie mogła go zlokalizować,nagle wszystko ucichło....

Kolejny kadr to przeraźliwy ziąb i cuchnący żądzą oddech, przerywany jakimiś ledwo przez nią słyszalnymi, pojedynczymi słowami..

Doczekałaś się.....Cięcie.. Ku...... wal..........sta....

W tych momentach kiedy odzyskiwała przytomność próbowała się bronić, właściwie nie wiedziała , czy broni się naprawdę, czy tylko mózg projektuje chęć walki. Zwymiotowała.

Poczuła się błogo, ból zaczął ustępować torując drogę nowemu odczuciu, spróbowała otworzyć oczy, powieki były ciężkie i nie poddawały się woli ich choćby poruszenia.

Wokół niej unosił się zapach lizolu i spirytusu salicylowego, chciało jej się pić..

Kilka dni później wiedziała co się stało, policyjne procedury nie mają w sobie nic ze sztuki dyplomacji, nie dali jej nawet dobrze odpocząć.

-Proszę sobie przypomnieć choćby najmniejszy szczegół, na pewno coś pani widziała coś, co może się okazać kluczowe.

Ale nie widziała, i im bardziej się skupiała, tym bardziej przypominała sobie smak błota w ustach i słyszała niemy krzyk rozpaczy. Odtwarzała klatka po klatce, sekunda po sekundzie,niewiele dało się z tego ulepić, co doprowadzało ją na skraj wyczerpania psychicznego. Przy którymś przesłuchaniu zakręciło się jej w głowie , żołądek podszedł do krtani ulewając żółci i paląc przełyk....Po raz wtóry, ten sam zapach przywołał falę torsji.

Ostatni puzel, ostatni element układanki...


-------------------------------------------------------------------------------------------------


Art.197 kodeksu karnego , uwzględniając okoliczności łagodzące, wyrok 8 lat pozbawienia wolności. Do w/w przysługuje prawo apelacji.



piątek, 13 lutego 2009

wtorek, 10 lutego 2009

Rumba


Jak zwykle 5 minut przed czasem, zawadiackie, na szybko rzucone spojrzenie we wsteczne lusterko, błyszczyk na usta, dwie krople Gucci na nadgarstki, uśmiech numer 5, ciało wyprężone jak struna.
- Dobry wieczór :)
- Dobry wieczór - sala K5
- Czarek już jest?
- Tak, czeka na sali

CZTEEEEEEERY, RAZ, DWA, TRZY CZTEEEEEEEERY, RAZ.

Prawe biodro pod ciałem, pracuj plecami, nadgarstek po zewnętrznej, new york, obrót, new york, czteeeeeery, raz,dwa....
Przeprostuj kolana!! Obciągnij palce!! OB-CIAG-NIJ PAAAAAALCE!!! Czteeeery, raz.
Zablokuj łokieć, przepona, wyciągnij szyję. Z muzyką...

Z głośnika popłynęło Lady in red.
Zamknęła oczy, zrobiła skan całej choreografii. Ustawiła się na środku sali,wyciągnęła szyję, włożyła grzbiet, wypięła piersi, przymkneła oczy z gracją salonowej damy podała prawą dłoń, wystawiła lewą nogę przed siebie. Poczuła, że ujął jej rękę i stanowczym, choć delikatnym pchnięciem dał sygnał do pierwszego kroku..

Rumba to taniec zmysłów... kokietuj mnie..... wab..... kuś........ zrób to ze mną....... mam być opętany myślą o tym, żeby Cię dotknąć...
Dała sie poprowadzić wsłuchując się w miękki głos Chrisa de Burgha, spod półprzymkniętych powiek widziała zadymioną kawiarenkę przycupniętą na rogu Rue Saint-Dominique i Rue Sedillot...

I've never seen you look so lovely as you did tonight
I've never seen you shine so bright
I've never seen so many men to ask if you wanted to dance
Looking for a little romance .....

Przytuliła się do niego, pozwoliła, żeby prowadził, mogła przysiąc, że czuła jego bijące serce..


Cheek to cheek....

Średnia krajowa z GUS

Nauczyciel, Warszawa 3.000 pln netto
Inżynier mechanik, Warszawa 4.500 pln netto
Kierownik biura projektowego , Warszawa 14.000 pln netto
Projektant konstrukcji, Kraków 13.000 pln netto
Pracownik fizyczny, Rzeszów 1.600 pln netto
Makler giełdowy, Wrocław 6.000 pln netto

........................

Ode mnie

Makrel wędzony, Tesco 36,99 pln brutto

Pani Nikt

Silna pełną sobą, tak silna jak silna chciałaby być lwia część otaczających ją ludzi..
Wytworzone pole elektromagnetyczne pozwalające poruszać się nie dotykając stopami trotuaru, powoduje gęsią skórkę na karku przechodzącego obok i wyładowania elektrostatyczne na zwiewnej bluzce z tiulu wypacykowanej lali.

Gdzie jest granica? Gdzie kres? Gdzie dzbanek z monetami, ten z opowiadań o początku i końcu tęczy?
Kim będzie kiedy przestanie być człowiekiem? Czy jest możliwe zaprojektowanie mózgu na działanie binarne? Na ile zgłębienie kognitywistyki pozwoli jej na nowy model istory szarej?Czy można zaprojetkować autodestrukcje?

Złe-dobre
Czarne-białe
Wiosna-jesień
Lato-zima

Doskonały z niej budowniczy-samouk. Jeszcze kilka lat temu układała kamień na kamieniu zza zaszklonych oczu oberwując jak kolejny raz stacza się ten, który jest wyżej z tego, na którym probówała go mozolnie ustawić.
Z biegiem lat kamień zastąpiła cegła, już nie taka oporna, już nie taka skomplikowana. Po czasie nauczyła się wylewać ławę i lać żelbetowe fundamenty.

Zaczęła się budowa. Twierdza nie do zdobycia. Wrota Mordoru. Będzie tak, albo nie będzie wcale.

Ona i ja

Ona i ja.
Niebo i ziemia, dzień i noc, Ying i Yang, bezsilność i moc, skała i piach..

I nawet chciałabym czasem uderzyć ją w twarz, potrząsnąć za ramiona, sponiewierać, unieść się na palcach, zajrzeć wgłąb przez te oczy ogromne i wydrzeć to, co najczulej w sobie pielęgnuje.
Nie mogę przestać patrzeć na nią, jak na małą dziewczynkę widywaną w piaskownicy na placu zabaw, ale nie w zwykłej zabawie do jakiej przywykliśmy, przez lata obserwując dziecko sąsiadów zza pelargonii ustawionej na parapecie zaraz za zlewem.
Przygarbiona, na klęczkach, z ufnością psa patrząca na każdego,kto choć na chwilę zatrzyma się przy niej, żeby podać jej jeden z tych kawałków, które od zawsze próbuje zbierać i mozolnie sklejać w jej dawne jestestwo.
Jak kolobus kirkii z pietyzmem przeszukujący swoją towarzyszkę życia w poszukiwaniu insektów, tak ona przeczesuje każdy załom swojej pamięci, co i rusz znajdując nowe szkiełko.
My precious, my precious, my ....

Podnosi je wtedy do góry, niczym proboszcz hostię na rezorekcji, pozwala przenikać przez nie światłu, które wydawać by się mogło, nagle stanie się uzdrowicielem i tchnie w to zimne, nic nie warte, poszarzałe szkło, nowego blasku.

Gładzi je, odkurza, poleruje, niczym wirtuoz struny, pieści jego krawędzie i kiedy już jest prawie gotowe, żeby jako kolejne precjozo dołożyć do pamięciowej mozaiki zbyt mocno, zdaje się, przyciska swój alabastrowy palec i już bez zdziwienia obserwuje toczącą się kroplę krwi.
Bez zdziwienia... To nie pierwsza kropla krwi, każde szkiełko działa tak samo, kusi i nęci, zdaje się szeptać... Nie porzucaj mnie, nie zostawiaj, jesteś podła, byłem dla Ciebie ważny, beze mnie nie dasz rady. Wywołuje ten nieznośny skurcz żołądka i dopuszcza do głosu Wodza Najwyższego - poczucie winy, po to by na koniec skaleczyć...

Ona i ja.

Mapa psyche obnaża bezlitośnie, z nieskrywaną pasją ekshibicjonisty, historię kamiennego monumentu.
Szczeliny duszy, nieporadnie upchnięte hydraulicznymi pakułami, przeciekające żółcią i niestrawionymi resztkami to uczuć ,to emocji to doświadczeń, zdają się zionąć pustką. Rozłupują spiżowy pomnik z łatwością kornika drążącego zmurszały pień.

Moje uskoki i załomy duszy są zabetonowane i uzbrojone drutem Fi12.

Każdy system immunoligiczny jest w stanie wyprodukować ten rodzaj betonu, który scali na zawsze ranę, przy odpowiednim zaś dbaniu łaskawie obejdzie się z duszą, pozbawiając ją nawet blizny.
Na jej placu boju leży już piach, pierwszy składnik do spoiwa....Czasami spada deszcz.
Lubię kiedy przy pierwszych jego zwiastunach z trudem acz ufnością podnosi się z tej służalczej pozycji i staje z podniesionym czołem i uchylonymi ustami ,wyczekując na pierwszą kroplę, która zwilży jej spierzchnięte od łaknienia zmiany usta.

O palpitację serca przyprawia mnie kiedy wyciąga ten swój ukochany parasol połatany skrawkami pamięci i rozgoryczenia,poprzetykany nicią z pobliskiej pasmanterii z kolekcji "znów będzie tak samo", rozpościera go nad sobą, nie pozwalając żeby zmył choć gram starannie nakładanej na ducha glinkowej maseczki, która ma pełnic rolę nowej JEJ. Zapominając, że przy najmniejszym grymasie pęka i rozsypuje się, z tym większą siłą tworząc kolejną szczelinę im większy grymas ją wywołał

Ona i ja.

Konsekwencja- niekonsekwencja, porządek- bałagan.
I przyjdzie burza. Nie pozostanie jej nic innego jak tylko się jej poddać. Nie zdąży pobiec po parasol, nie zdąży przeanalizować..

To będzie czas jej zmartwychwstania.

Ona i ja - tak dalekie i tak bliskie, tak inne i tak podobne

sobota, 7 lutego 2009

Absolutny brak czasu

Wybaczcie, ale totalny brak czasu nie pozwala mi, póki co, na systematyczne uzupełnianie bloga.
Wracam już niedługo :)

poniedziałek, 2 lutego 2009

Created by Hoodoo


Miaaauuuu

Znam ją bardzo dobrze, jest dla mnie absolutnie wyznacznikiem kobiecości ,kokieterii i czegoś, co się zowie sexapilem. Stanowcza, zorganizowana, z błyskiem w oku, nienaganną manierą i czymś co w mijających ją na ulicy mężczyznach powoduje ich przyspieszone tętno, potliwość dłoni i chwilową utratę świadomości.
Tak, zdecydowanie wie, jak należy przyprawić o palpitację serca , karnie prowadzoną pod rękę nadobną matronę, różowoustą lalę, bądź siedemnastoletnią podfruwajkę. Często zdarza jej się zaobserwować nerwowego kuksańca wymierzonego bezgłośnie pod żebra rzekome lub nie mniej zazdrosne szarpnięcie za mankiet lepszej, bądź gorszej marynarki.

Spotkałam ją wczoraj, niesposób było jej nie zauważyć, przemknęła tym swoim kołysząco-płynącym krokiem pozostawiając za sobą obłok markowych perfum, choć podejrzewam, że dodaje do nich feromonów, które nie pozostawiają żadnego powonienia bez oddźwięku.

-Woooooooooow dobrze wyglądasz!!! - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i z nieukrywaną radością odparowałam:
- Szybkie latte?
- Si bella!! - Zakrzyknęła tym swoim aksamitnym głosem.

Fajerwerki w oczach zdradzały wszystko.

-Ktoś nowy?
-Taak - odparła, a ja miałam wrażenie, że echo tego słowa zelektryzowało połowę siedzących wokół kawoszy, spojrzała przy tym spod przykniętych powiek i zalotnie się uśmiechnęła.
-Opowiadaj, opowiadaj - aż zatrzęsłam się z emocji.
-Nie uwierzysz...
-Tobie we wszystko uwierzę :)

-Nawet go nie dotknęłam...Rozkoszuję się tym co mówi, jak bawi się słowem, jak próbuje być grzeczny, żeby mnie nie urazić, podczas gdy każde słowo przesiąknięte jest erotyzmem a ilość ładunków elektrostatycznyh w powietrzu buduje misterne konstrukcje z włosów...
Odrzuciła kosmyk włosów, zmieniła nogi, a ja, kątem oka, dostrzegłam, że teraz już nie pół a cała kawiarnia biznesmenów raczących się lunchem leżała u jej stóp. Lubiłam te jej historie i lubiłam patrzeć jak ją zmieniają. Z zimnej i niedostępnej suczy, zmieniała się w łagodną kotkę prężącą się niczym podczas rui.
-... powiem Ci więcej, nie spotkałam się z nim ....
- Nieee, no proszę Cię, co z Tobą?
-.. napawam się atmosferą, lubię ten dreszcz nieznanego, to napięcie, tę chemię..To ona powoduje,że ściągam łopatki siedząc na obortowym krzesełku i wciągam brzuch..
- Co dalej?
Uśmiechnęła się uśmiechem numer 5 , zatrzepotała rzęsami starannie wytuszowanymi Lancomem, obróciła w palcach papierową podkładkę pod szklankę i mogłabym przysiąc, że szepnęła..
- ....miauuuuuu.......
Znałam tę odpowiedź.... Zwiastowała, że nasze następne spotkanie będzie o wiele ciekawsze niż dzisiejsze.
Pożegnałyśmy się przyjacielskim całusem a kiedy odwróciłam się na pięcie, usłyszałam:

- Na jakie pytania mam Ci odpowiedzieć? - Wyartykułowała wprost do mikrofonu swojej komórki.
Znów ten zalotny ton....

Uśmiechnęłam się szelmowsko do siebie, znałam koniec tej historii.

niedziela, 1 lutego 2009

Malina

- Hurrrrraaaaaaaaa!!!! Ciocia przyjechała.
- Sylwia, nie wiem jak to możliwe, ale jesteś jedyną osobą, którą toleruje Malina.

Uśmiech był odruchowy..
-Ciociu bardzo za Tobą tęskniłam, najbardziej na świecie.
Pogłaskałam ją po tym ślicznym czteroletnim łebku.
- A pamiętasz jak mam na imię?

Popatrzyła na mnie tymi swoimi ogromnymi oczętami, palcem popukała się w czoło i odpowiedziała:
- No pewnie, że wiem - ciocia od motoru.

piątek, 30 stycznia 2009

As u wish..


Ajaja jaj, ajaja jaj .....

Czyżby nadchodziło przypowieściowe tłuste 7 lat?

Who knows, who knows...

Uwieeeeeeeeelbiam, uwieeeeeeeelbiam ( z akcentem nad "e")kiedy mózg budzi się do pracy, nie oszczędzam go oczywiście na codzień,no! ale trudno też byłoby powiedzieć, że poddawany jest intensywnemu treningowi.

Ostatnie dni to intensywna rozgrzewka, przed, jakby mogło się wydawać, decydującym starciem...

Wiem, że mam trochę oleju w głowie i bezkarnie to wykorzystuję, bawiąc się, grając, kokietując i mazakiem na ścianie odznaczając kolejną kreskę wygranej potyczki.. Im więcej czasu zajmie mi czekanie na tę upragioną kreskę tym bardziej jestem z niej dumna.

Dreszcz emocji i podniecenia przeszywa mnie, kiedy trafiam na godnego siebie przeciwnika. Lubię kiedy ktoś testuje jak daleko jest w stanie ze mną pograć, na ile mu pozwolę, na ile dorównam.

Nie bez kozery, zawsze, bez wyjątku , bardziej atrakcyjni byli dla mnie starsi ode mnie mężczyźni. Imponowała mi ich mądrość życiowa, doświadczenia, cwaniactwo i wiedza.
Wrodzona kobieca intuicja zaś, często, bez chybienia ,podpowiadała mi już na samym początku, czy warto, podnieść rzuconą niedbale rękawicę.

-Nie wiem jak wygladasz...
-Przyślę Ci zdjęcie.
-.......@gmail.com


- Odpiszesz?



Ładne oczy, dobra sylwetka, śniada karnacja, ciemne włosy, na twarzy bijące szelmostwo no i .... no właśnie i co? Raz kozie śmierć pomyślała.
Dzień pierwszy, drugi?
Szybki bilans....
Warto.

Lekkość, logika, parabole, makaronizmy,puenty,figury retoryczne, błyskotliwość, inteligencja..
Bingo!! Zakrzyknęła w myślach i fizycznie już pstryknęła z palcy.
Było jeszcze coś, co zdradzało nadejście czegoś fascynującego - błysk, łobuzerski błysk w oku.
Chciała wiedzieć jak najwięcej i jak najszybciej, ona sama postrzegała sama siebie w tych momentach, jako kapryśną małą dziewczynkę, która w białyh podkolanówkach cisnących ją pod kolanami i wielkimi czerwonymi kokardami na mysich ogonkach, tupała ze wściekłości malutkimi nóżkami i przecierała rękami coraz szybciej napełniające się łzami niebieskie oczy.
-Proszę, powiedz mi...
-Nie wiem czy to nie zbyt niebezpieczne...
Zabrzmiało to dla niej jak wyzwanie, Dowie się, zawsze musi być na krok przed przeciwnikiem.

Let's see.........
Nie wiele mamy, imię , zawód.
Najpierw kilkanaście słów kluczy, 88400000 odpowiedników. Shit! Zaklęła pod nosem.
Kolejne słowo 6430 znalezień, lepiej, lepiej przemknęło jej przez głowę, ale wciąż zbyt dużo.
Myśl, myśl.... !!! Przedział wiekowy!!
-Yuuuupiiii :)
Mam Cię.! :D
Z prawdziwą gracją wprowadziła w najpopularniejszą przeglądarkę nazwisko .....z.
Heeejjjjjj, 6280 znalezień. Mmmmm poważna sprawa przemknęło jej przez myśl..
Z coraz większą łapczywością pożerała każdą informację, to otwierała to, zamykała kolejne zakładki, porównywała, analizowała, eliminowała, po półtorej godziny miała pewność, nie może być mowy o pomyłce..
Podczas tej lektury, momentami, wydawało jej się, że policzki pieką bardziej niż zwykle i tętno jakby przyspieszone.To endorfiny dawały o sobie znać , niczym wypuszczone z puszki Pandory po udręce.
Nie wiedziała czy bardziej napawać się swoim zwycięstwem, czy bardziej przeanalizować swoje możliwości. Kąciki ust niezauważalnie drgnęły, burząc plastyczną linię goszczącego na nich triumfu. Nie doceniła przeciwnika.
Karuzela myśli ruszyła. Pojedyncze zdania wirowały wokół własnej osi, mając niewiększy promień poruszania niż okrąg jej czaszki. Euforia zdawała się być wszechobecna.
Przed nią nauka, ekscytacja i ten niepokojący szmer.
Zaraz za nimi, nieśmiało , zza pleców niepokój. Niepokój czy podoła. Logika zdawała się podpowiadać, przenalizuj, wrodzona próżność, popychała do pójścia na żywioł.

Tego dnia czekała na niego bardziej niż zwykle, rozentuzjazmowana jak beatelsówa przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
- Dużo o Tobie wiem....
- KURWA!!! Jak?
- Opowiem Ci innym razem.
- Nie, teraz, proszę.
-Jeśli Ci nie opowiem dzisiaj, bardziej będziesz czekał na mnie
-A jeśli obiecam , że i tak będę?..

-Oczywiście,że będziesz - Panie K.
- Na pewno K? A jeśli N?
- Jeśli N pójdę z Tobą do łóżka, kokieteryjnie odpowiedziała będąc pewną przegranego przez niego zakładu.
- Hiszpanie mają pewną tradycję..
-Wrrrrr..
- Jesteś zły?
-Zaimponowałaś mi.
- Schlebia mi,że ze mną rozmawiasz.

Mam nadzieję, bąknęła ledwo słyszalnie pod nosem. Była z siebie dumna a jeszcze większą dumą napawała ją świadomość, że zdała kolejny egzamin, oczami wyobraźni widziała ten uśmiech błąkający się po Jego twarzy, uśmiech uznania. Lubiła te potyczki. Na razie wszystko szło zgodnie z planem, PANI i WŁADCA, ale kiedy odwróciła się za siebie,w oddali ,zobaczyła majaczący na horyzoncie cień przeciwnika. Jeszcze wczoraj była pewna swojej przewagi, dziś cięższe powietrze zwiastowało większy wysilek, niż wcześniej przewidywała.
Zmrużyła oczy, przywdziała zbroję. Była gotowa do starcia.
Wiedziała, że wróci na tarczy, ale nigdy nie umiała się poddawać i nie pozwoliłaby sama sobie na walkowera.

Dla wszystkich wokół ,była dziś po prostu uśmiechnięta, ale tylko ona wiedziała jaki mechanizm ten uśmiech uruchamia, zdecydowanie zbyt długo zaprzątał jej myśli.

Lubiła na niego czekać..

czwartek, 29 stycznia 2009

Słój

Maryś kiedyś napisała, że nie ma szczęścia do facetów, ale ma do ludzi, ja też podpisuję się pod tym obiema rękami.
Na mojej drodze stają zwykle bardzo wartościowi ludzie, być może to ja ich podświadomie wybieram, byc może to oni znajdują mnie.
Grono moich znajomych to nie bezbarwna i bezwonna masa, to tłum kolorowy i rozpoznawalny, każdy zgoła inny, ale każdy z pasją, każdy zapędzony, ale nie uczestnik szaleńczego wyścigu szczurów. Każdy jest kimś, kto zasługuje na uwagę, z kim można godzinami toczyć dysputy, albo bez końca milczeć,bez względu na to, który z warianów zostanie wybrany, zawsze mam gwarancję,że to nie będzie czas stracony.

Ludzie Ci, pojawiają się w różnych momentach życia, a zbiegi okoliczności sprawiają, że są to momenty, kiedy ktoś taki pojawić się powinien. Zawsze fascynowali mnie ludzie, ich sposób postrzegania świata, ich opinie, idee, doświadczenia. Zawsze też staram się jak najwięcej od nich czerpać, żeby samemu też być intersującym rozmówcą i dla nich samych i dla innych, których spotkam na swojej drodze.
Zasada słoika.
Po wrzuceniu do słoja kamieni niejeden pomyśli, że słój jest napełniony, ale między te właśnie kamienie można dosypać innych, mniejszych kamieni, znów wydawać by się mogło, że słój jest pełny, ale ciągle mozna tam dosypać żwiru, a potem piasku , a potem zalać wodą.

W moim słoju są już kamienie, to szkoła, studia, praca, fundamentalne wychowanie. Są też mniejsze kamienie, to literatura, podróże, obserwacje.

Zostało jeszcze wiele miejsca w tym słoju, ale staram się go sumiennie zapełniać, teraz czas na doświadczenia i opinnie ludzi, których poznaję. Wiele z nich początkowo dla mnie nie zrozumiałe, otwierają drzwi na kolejny level.Po każdym takim otwarciu mam wrażenie, że o to kolejny raz okowy, które mnie pętały, pękają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Im bardziej kontrowersyjna osoba, im bardziej nie zrozumiałe są dla mnie jej teorie, tym bardziej mnie do niej ciągnie. I tym większą frajdę sprawia mi , kiedy zrozumiem w jaki sposób to ona postrzega świat i o ile on może być ciekawszy widząc go z drugiej strony lustra.

Nie potrafię się zamknąć na ludzi, to tak jakby pozbawić się na własne życzenie samorozwoju.

środa, 28 stycznia 2009

Uśmiechu ciąg dalszy..

Niektóre rzeczy, niemalże każdego dnia nie pozwalają mi zapomnieć o tym, że jestem kobietą, jedne mnie rozczulają inne rozśmieszają, jeszcze inne smucą.
Jako, że większość postów jest przyobleczona we wściekłość i rozczarowanie, od czasu do czasu postanawiam, zwłaszcza po lajcie dnia wczorajszego , napisać coś bardzo przyziemnego acz spotykanego bezwzględnie w każdym domu.
O czym dzisiaj z przymrużeniem oka?
Doskonały temat na czwartkowy poranek

DAMSKA TOREBKA.
Torebka jaka jest każdy widzi.... Zawsze za mała. W mojej szafie torebek tyleż samo co butów, mam oczywiście swoje faworytki i to je najczęściej noszę.
Niby wszystko gra,ale do czasu :)
Torebki, nie wiedzieć czemu mają niewiarygodną zdolność zapełniania się, żeby była jasność już na samym wstępie, owe torebki zapełniają się same, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie włożyłby tam tych wszystkich rzeczy,kiedy następuje dzień przepełnienia, łatwo zresztą ów dzień rozpoznać, po tym że nie dopina się ekler a kiedyś zgrabna, wydawać by się mogło kształtna torebka ( a raczej coś co nią było) zaczyna przypominać wór na owies, ten od osła, co mu w żłoby dano.
To ostatni sygnał do zmiany.
Żeby nie było tak monotnonnie, podstawowych sposobów zaradzenia temu stanowi permamentnego przepełnienia jest 3, słownie, trzy.

Pierwszy, najłatwiejszy, najbardziej popularny i lubiany, przy czym nie angażujący zbyt dużo czasu i wysiłku ze strony posiadacza, to przesypanie. Przesypanie polega na odnalezieniu w czeluściach szafy torebki, torby,chociaż raczej torby a czasem torbiska jeszcze większego, ujęcie odchodzącej torebki za dolne rogi, albo co tam ma , przechylenie do góry nogami i sprytne umieszczenie zawartości abdykującej do nowoobejmującej tron.
Szast - prast , torebka jak marzenie, no i z wolnym miejscem :)

Sposób drugi, angażujący co prawda więcej czasu i energii, ale pozwalający na dalsze noszenie ulubionego akcesoria to wstępna selekcja. Wstępna selekcja polega na zamieszaniu w bębnie losującym i drogą eliminacji wyprowadzenie na światło dzienne, tego co mniej potrzebne, mniej, bo w damskiej torebce, jak wiecie, nie ma rzeczy niepotrzebnych. Ten sposób jest o tyle dobry,że po jego zastosowaniu, torebka robi się lżejsza o jakies półtora kilograma. Zawsze to jakiś ukłon w kierunku kręgosłupa. Na selekcję polecam się skusić, kiedy noszona na jednym ramieniu torba zaczyna niebezpiecznie ciągnąć ramię to trotuaru.

Na koniec ostatni sposób, niestety najmniej lubiany i czasochłonny to remanent.

Ajć..

Remanent, oczywiście, jeśli mówimy o uczciwym remanencie a nie próbach łączenia w całość poprzednich sposobów, jest najkrócej mówiąc zaskakujący.
Najprościej jest przechylić ruchem stanowczym i zdecydowanym zawartość torebki na podłogę, dla mało wprawnych polecam "Misia", Ryszard Ochódzki zaznajomi Państwa z instrukcją wysypywania torebki na przykładzie dość dużej torby Aleksandry Kozeł.

Po tym geście mamy przed soba znów piękną i kształtną torebkę. Możemy więc wkładać niezbędne rzeczy do niej, bądź pokusić się, choć osobiście nie polecam, o zapakowanie tego wszystkiego w torebkę mniejszą i bardziej zgrabną. Z doświadczenia wiem, że to chwilowe rozwiązanie mijające się z celem, mniejsza torebka zapełni się następnego dnia i czynność należy powtarzać. A przecież nie o to chodzi.

To tyle tytułem wstępu, hahahah :)

Dnia wczorajszego, decyzja zapadła. Remanent!! Od razu po bandach, nie ma co przebierać w półśrodkach.

Chronologia:

1) Decyzja
2) Podłoga
3) Ryszard Ochódzki
4) Hiroszima , Nagasaki

Zdziwienie moje zawsze osiąga apogeum, może ja mam coś w rodzaju kleptomanii? A może to zwykły instynkt samozachowawczy? W każdym razie zawartość mojej torebki wyglądała tak:
Oczywiście, pozostawiam rzeczy absolutnie normalne typu klucze, telefon, portfel, dokumenty.

-ok 1 kg paragonów, faktur, wydruków z bankomatu, potwierdzeń nadanych poleconych
-wezwanie do Sądu - to ja je w ogóle odebrałam???
- 3 rodzaje perfum i 5 korków od TYCH perfum i skąd te inne korki? No i żeby nie było, korki oddzielnie, perfuma oddzielnie
- 8 rodzajów błyszczyków do ust, wszystkie mniej więcej w tym samym kolorze, jak ja to do cholery robię, że zawsze potrafię kupic ten sam odcień błyszczyka, nawet jeśli jest innej firmy?
-plastry na skaleczenie
- Compeed , plaster na opryszczkę, do kompletu Zovirax, Sonol i Erazaban - litości, to wszystko ma takie samo działanie
-dwa lakiery do paznokci, fioletowy i bezbarwny, oczywiście, gdyby poszło oczko
-gumki i spinki różnego rodzaju do włosów
-bransoletki, nie, bransolety, dwi ogromne bransolety
-4 pary kolczyków - Ha! tu jesteście , a jak na imprezę szłam to żaden się nie odezwał! Nikt!
-słoiczek z bursztynami znad morza
-krem do rąk
-krem do twarzy
-mgiełka do ciała, po co mi ta mgiełka jak mam 3 rodzaje perfum?
-skarpetka - nie moja i nawet nie próbuję zgadnąć czyja, wyprana, elegancka, musiała się jakoś zapodziać
-rękawiczki
-ściereczka i płyn do okularów
-3 opakowania gumy do żucia
-szczoteczka do zębów
- buty do tańców latynoamerykańskich
-słowniczek polsko-hiszpański
-wizytownik
-widelec, ale nie tak plastikowy, prawdziwy metalowy widelec
-pałeczki do sushi
-rozsypane monety różnej waluty
- dokumenty z urzędu skarbowego
-kserokopia dowodu??
-zepsuty pilot od telewizora
-płyn do soczewek i soczewki

A kwiatuszka zostawiłam sobie na koniec - taśma izolacyjna :)

Jestem pedantką, ale torebki nie ograniam.
Miłego dnia :0)

Bywam też zwykła..

Zwykle wszystko, czemu się poświęcam robię do końca, z pasją i pełnym zaangażowaniem, zwykle też działa to bez zarzutu, ale czasem zdarza się, że batery low, że power off, że wtyczka wypada.


Today completely discharge.

No i jak to się może u mnie objawić? Przeobrażam się w najzwyklejszą kobietę - Polkę pod słońcem.

Przetarłam kurze, nastawiłam pranie, ustawiłam w rzędzie pokaźną kolekcję butów, pod przykrywką zupa pomidorowa, nie jakieś tam pad thai, kiaw krob czy solomillo de ternera a la parrilla con queso de carma, nawet nie ali nazik.

Bawełniany dres z nieznośnie zsuwającymi się spodniami, wełniane kapcie, włosy ściągnięte w gimnazjalny kucyk, Groove Coctail w tle i zapach świeżych pomidorów. Taaaaak, uwielbiam pomidory.

Ten stan też lubię.

Telefon jakby wyczuł, że to nie pora na niego i wbrew swojemu chrakterowi nie dzwoni. Błoga cisza.


Przy całym tym pędzie w którym żyję , nie zapomniałam uśmiechnąć się dzisiaj do siebie.
Uśmiechacie się do samych siebie?

I znów się uśmiechnęłam.
Dzisiaj dzień z uśmiechem :)

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Japonka

Taka Japonka to ma dobrze, ledwo oczy otworzy i od razu w kimono...

niedziela, 25 stycznia 2009

Dla czytających i pytających - ta kuchnia nie jest moja :)


Wspominki

Kiedy była małą dziewczynką ojciec brał ją na kolana, gładził po włosach i powtarzał, bądź dobrym człowiekiem, nie krzywdź ludzi, bądź sprawiedliwa i prawa, nie ryzykuj głupawymi zachowaniami, po to, żeby zaimponować , po latach możesz usłyszeć, że byłaś głupia, tak zwyczajnie głupia. Każdy dzień przeżywaj tak, jakby jutro kończył się świat, tylko to da Ci szczęście.
Kolekcjonuj wspomnienia, szanuj ludzi a i oni będą Ciebie szanować, jeśli jesteś czegoś pewna broń swojego zdania, ale tylko wtedy , kiedy garnitur Twoich argumentów jest naprawdę silny. Nie bój się przyznać komuś racji, wtedy kiedy ją ma. Nie bój się przyznać do błędu, kiedy go popełniłaś, mniej odwagę przeprosić, kiedy kogoś uraziłaś.
Zbieraj doświadczenia, bo to one pozwolą Ci łatwiej podejmować decyzje. Jeśli zdecydujesz się coś zrobić i nawet jeśli okaże się, że to była zła decyzja szukaj w niej pozytywów, nie sztuką jest podjąć decyzję, sztuką jest ponieść jej konsekwencje.

.... On sam był dobrym człowiekiem, takim, którego ludzie kochają za to, że jest, takim, który dla każdego miał dobre słowo i garść pomocy. Takim, który dla każdego znalazł czas, nawet kosztem swojego.

Na pogrzebie było ponad 300 osób.

Do tej pory mi go brakuje.

sobota, 24 stycznia 2009

Niecierpliwam

Za grosz nie ma we mnie cierpliwości, nie lubię czekać, nie lubię wypatrywać, nie lubię wyglądać, nie lubię spoglądać, sprawdzać.
Jeśli czegoś potrzebuję muszę to mieć natychmiast, nie zaraz, nie jutro , nie za tydzień.

Już to muszę mieć już, teraz , natychmiast.
Złośnica ze mnie i tyle

piątek, 23 stycznia 2009

Bo ludzie mają różne maski


Oko mu się odkleiło, temu misiu

Lubię piątki, lubię je już od południa..

Piątki zawsze coś zapowiadają, zwłaszcza jeśli są piątkami po zmianie pancerza..

Chitynową skorupkę zrzucałam cały tydzień, drażniła mnie i ciągle gdzieś piła, a to pod pachą, a to w bucie, a to na szfie.

Zdaje się, że wysyłam zwapniałe sygnały, że tak się dzieje..



Nareperował mnie dość szybko, tym razem nie ironicznie, no może nie aż tak nieironicznie jakbym sobie życzyła, ale to dobra rozmowa, zawsze jestem po tym silniejsza..



Zmieniłam się, chyba odkleiło mi się oko.



Zacementowałam się, czy przez to zgorzkniałam?

Nie, ciągle są we mnie pokłady nieprawdopodobnej wrażliwości..

Rozczula mnie widok supłającej w przetartej, pamiętającej czasy powojenne portmonetce, staruszki. Rozczula mnie widok wygłodzonego psa, rozczula mnie mężczyzna, który właśnie minął mnie na wózku.



Mimo niełatwych chwil w moim życiu, które wycisnęły na mnie piętno i wydawać by się mogło nadszarpnęły moją psychikę, ciągle jestem kobietą.



Hardą, ale wciąż kobietą.



Mam na ciele różne guziki, są tacy, którzy wiedzą gdzie nacisnąć, żeby wywołać określoną reakcję.

czwartek, 22 stycznia 2009

I nawet jeśli to bzdet to jakoś pasuje :)

Ludzie urodzeni ze Słońcem w znaku Wodnika są najbardziej uduchowieni i otwarci na poznanie nowych źródeł wiedzy. Poszukują nowatorskich rozwiązań, chcą wszystko wokół ulepszać i poprawiać. Patrzą perspektywicznie, mają zawsze wizje lepszej przyszłości.
Wodnik ma zawsze coś ważnego do zrobienia, tworzy idee i próbuje wcielać je w życie. Pracuje dla czyjegoś dobra, często bezinteresownie, dla satysfakcji, z poczucia bycia potrzebnym. Bywa że ludzie urodzeni w tym znaku podążają samotnie przez życie i osiągają wyższe formy wtajemniczenia lub czują się samotni przez to, że nie są rozumiani i doceniani.
Trzeba dobrze poznać naturę Wodnika, żeby go właściwie ocenić i docenić. W optymalnych warunkach rozwoju, Wodniki osiągają wysokie pozycje w hierarchii społecznej i zajmują ważne miejsce w życiu publicznym, stają się też autorytetami duchowymi swojej epoki.
Wodnik to osobowość niezależna z dużym poczuciem własnej wartości. Powinni o tym pamiętać wszyscy, którzy mają bliskie kontakty z nimi na płaszczyźnie osobistej i zawodowej. Wodnik zawsze chce dominować i rządzić ale i chce być doceniony a nawet podziwiany.
Gdy jest zbyt wielkim idealistą i bezgranicznie ufa, może to być przyczyną licznych rozczarowań. Dla Wodników fascynujące są wszelkie niezrozumiałe zjawiska przyrodnicze ale będzie je zawsze próbował wyjaśnić naukowo, zrozumieć i zgłębić. Wodnik ma umysł wnikliwy, analityczny, poszukujący i poznawczy. Spełnia się dobrze w zawodach gdzie potrzebna jest otwarta wyobraźnia i jasny umysł. Może być wielkim duchownym mnichem, a także świetnym inżynierem czy naukowcem.
Zawsze jednak będzie pracował dla ogólnego dobra bardziej niż dla siebie, to wyróżnia Wodnika od innych znaków. Ma też swój styl pracy i realizuje pomysły według własnego scenariusza, przekonany o własnej nieomylności. Może to wywoływać złe wrażenie i negatywne oceny otoczenia, jednak warto dać mu wolną rękę i zostawić inicjatywę bo efekty są zazwyczaj dobre. Wodniki często są niedoceniane i nie zyskują uznania najbliższych, wynika to z nierozumienia ich dążeń i przekonań. Bywa że musi upłynąć dużo czasu, żeby zrozumieć idee Wodnika, docenić jego pracę i ambicję. O Wodnikach mówi się i słusznie, że są niesamowite i niezwykłe. Nikt nie jest tak bezinteresowny w przyjaźni, miłości czy koleżeństwie. Nikt nie jest tak życzliwy i oddany w życiu codziennym. To urodzony wolontariusz i społecznik. Przy tak otwartej postawie zagrożone jest życie osobiste, związki partnerskie, i o tym Wodnik powinien zawsze pamiętać.
Kobieta Wodnik bywa kapryśna i zmienna, czasem nieprzewidywalna. Trzeba mieć do niej dużo cierpliwości i zrozumienia. Nie należy ograniczać jej indywidualności i pozostawić swobodę wyboru, tylko wtedy będzie mogła się w pełni zrealizować. Kobieta Wodnik dobiera partnera o wysokim poziomie intelektualnym i niepospolitej osobowości. Wartości duchowe są zawsze ważniejsze od materialnych i to jest kryterium akceptacji drugiego człowieka. Wodniki dobrze znoszą samotność, realizują się wtedy w pracy zawodowej i twórczej, sprawdzają się w organizacjach społecznych i wszędzie tam gdzie mogą realizować swoje idee i marzenia. W związkach partnerskich są lojalne, uczciwe i wierne. Dużo dają od siebie, niewiele oczekują, mają wiele tolerancji i zrozumienia. Ludzie urodzeni w tym znaku często podróżują i zmieniają miejsca pobytu. Osiedlają się i realizują swoje życie daleko od miejsca urodzenia. W innym przypadku emigrują w marzeniach i swojej wyobraźni, bowiem odczuwają potrzebę wyzwolenia.

środa, 21 stycznia 2009

Hicior

-A co lubisz robić?
- Bla,bla,bla,bla,bla,bla................... I czytać książki
-??? dziewczyno w jakim Ty wieku żyjesz? Mamy internet.Czytaniem książek to ewentualnie możesz zabłysnąć staremu dziadkowi.
... Zatkało mnie...
- Mózg Ci ten internet wyssał.

Block


Czy ja jestem przewrażliwiona i doszukuję się dziury w dupie, czy poziom naszego społeczeństwa sięga dna?

wtorek, 20 stycznia 2009

Poranne rozterki

Nie mogę wyrobić sobie nawyku przygotowywania ubrań wieczorem,obiecuję to sobie solennie za każdym razem , kiedy 07:15 zaczyna się Grunwald.
Zobaczmy jak to wyglądało dziś.
Budzik zadzwonił 07:10, pierwsza myśl? Bez nerwów pomyślę w co się ubrać , a potem wyjmę to z szafy i założę. Wczoraj w wiadomościach słyszałam, że będzie cały dzień padać, tak więc kalosze.
Dobra dół mamy, co do kaloszy?
Kupiłam ostatnio kilka par super wzorzystych rajstop, założę jedne z nich dzisiaj.
Hmmm, kalosze we wzór z miśnieńskiej porcelany, wzorzyste rajstopy, cała góra musi być gładka, bo przecież nie idę na odpust w zielone świątki tylko do biura. Myślę sobie, całkiem dobrze mi idzie, jeszcze chwila i będę miała komplet.
Ucieszona, pozornie jak sie za chwilę okaże, sukcesem w doborze stroju do pracy, podniosłam się i poszłam do łazienki, na wpół śpiąca umyłam zęby i w tak zwanym międzyczasie wymyśliłam resztę.
Długi, prosty, przylegający swetr z golfem przewiązany grubym, paskiem.
Ha!
Poszło jak spłatka.
Założyłam bieliznę, rajstopy, kalosze, nie wiem czemu no i sweter. Rezultat- łzy w oczach, bo sweter się elektryzuje. Tak więc na głowie miotła i gorąc nie do wytrzymania.
Aaaaaaaa!!!!!!!!!
Zmiana planów!! Wyjście awaryjne!! Nie ma wyjścia awaryjnego, kombinuj na biegu.
Nie umiem!!
Nie umiem działać pod wpływem stresu.
Dobra, biały T-shirt, czarna spódnica
T-shirt? Jest!! Spódnica?? No tak, spódnica..
Przekopałam całą szafę - brak.
Nie! Jest! Na końcu pod rybaczkami. Hurrrrrrrra!!!
Za wcześnie Hurrrra, nie nadaje się do założenia, żelazko!!
Shit!! Nie ma czasu na żelazko. Coś innego, myśl dziewczyno, myśl.
Co to tu leży? Bluzka w kropki, dobra bluzka w kropki. A co na dupę?
na pierwszy plan wysunęły się krótkie eleganckie spodenki.
Która godzina?
07:45

Time out. Zakładam spodenki..... W paski.

Jedyne co mam dzisiaj do powiedzenia na temat mojego stroju to fusion, bez ładu i składu. Dla przypomnienia:

Bluzka golf w kropki
Spodenki w paski
Rajstopy we wzór jodły
Kalosze z porcelany

Dzisiaj przygotuję sobie wszystko wieczorem :)

..

Zauważyła go kątem oka, doskonale się ruszał, nie znosi mężczyzn, którzy podpierają bary, jakby bez ich pomocy , tego właśnie wieczora miały się zawalić.
Potem znikł, na długo, postanowiła, że sprawdzi kim jest, ale wirujący tłum powodował mroczki w jej oczach i nie była w stanie go odnaleźć, odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia, stał na przeciwko niej z zawadiackim uśmiechem, oszałamiająco pachniał.. Chanel Egoist Platinium, rozpoznała bez problemu...

- To na mnie czekasz..

Przymknęła oczy.. Wzięła chaust powietrza.. Zakręciło jej się w głowie..

- Tak, na Ciebie..
- Zostajemy?
- Tu mi się nie podoba, chodźmy dalej..
- Chodźmy

Zaczęli tańczyć , blisko, bliżej, za blisko..

- Muszę iść powiedziała.
- Zostaw mi numer/

Zostawiła, nie zamienili ani jednego słowa więcej tego wieczoru, ale atmosfera elektrowni jądrowej została..
Niespokojna poszła spać, ocknęła się około południa. Spod współprzymkniętych jeszcze powiek zauważyła przychodzącą wiadomość..

- Właśnie się obudziłem, muszę Cię dzisiaj zobaczyć.

Na takiego smsa czekała, usmiechnęła się sama do siebie, przegarnęła niesforny kosmyk, przeciągnęła leniwie ..

- Za godzinę u mnie..

Robaki w dupie

Ciągle mnie gdzieś gna, nie mogę spokojnie usiedzieć.
Moje zdolności kulinarne przeżywają kryzys wieku średniego, jedyne Caladium w moim mieszkaniu tez jakoś podupada na zdrowiu a mnie brak natchnienia do spędzania czasu w chałupie.
Ciągnie mnie do ludzi, a że ciągnie rzadko, to wykorzystuję to z nawiązką.
Za chwilę sie to skończy a ja znów będę się zakopywać w kołdry i pić kakao.
Póki co siarka płynie w moich żyłach nie krew

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Portale,portale

Czort mnie podkusił, załozyłam konto na portalu, jak to się mówi, społecznościowym, konto powstało trochę po to zeby mój poprzedni wpis o brzydocie mógł się sam bronić i zbijać moje niecne wylewanie wiadra pomyj na ród naszych krajowych męzczyzn, a trochę też oczywiście z próżności.
Aaaa!!
Profile dla równowagi powstały dwa - jeden w Polsce jeden za granicą.

Na 100 maili, które dostaję na polskim portalu, raczej nie mam komu odpisać
na 100 maili, które dostaję na zagranicznym portalu, raczej nie wiem komu odpisać.... w pierwszej kolejności.
Tak więc nie ubzdurałam sobie tego co pisałam wcześniej..

Poziom zakompleksienia Polaków przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Zrobię tu charakterystyke porównawczą.

Maile z Polski:

" Wiem, że mi nie odpiszesz, ale proszę, proszę napisz choć dwa słowa"
"Jak to możliwe, że taka kobieta wciąż jest sama"
" Może umówimy się na ciasteczko i kawusię, podjadę po Ciebie, żeby nóżki Ci nie zmarzły"
( Bleeeeeee, i siądziemy przy małym stoliczku nakrytym kolorową ceratką w kwiatuszki i motylki. Ileż wy macie lat? Cztery, pięć? Bo chyba nie więcej, kazdy inny wstydzi się już takimi beznadziejnymi zdrobnieniami.)
"Piszę do Ciebie chyba juz 6 raz i nie odpisujesz, więcej nie napiszę"nie wspomnę,że oczywiście zdjęcia w profilu brak. 2 minuty i 5 maili później ten sam, zdradzę nick, LOVERBOY:
" Jesteś hujowa" - Tak mnie to rozbawia, że odpisuję - Chujowa pisze się przez "ch" doucz się i spróbuj raz jeszcze i blokuję delikwenta.
2 minuty później:
LOVERBOY1 - wy też zauważacie zadziwiające podobieństwo w nicku?
"I tak jesteś hujowa i beznadziejna"I delikwent już czegoś nauczony blokuje mnie.
Buaahahahahahah. Ale mi dał, do tej pory się zbieram po tej potwarzy.

I mój cukiereczek:
" Dymasz się w dupę?"

Zagraniczny portal.

"Oboje wyglądamy zajebiście - doskonałe połączenie"
"Wyślę po Ciebie samochód, godzina 19:00 restauracja Hirsch, Willi Grabner Str.14. będę czekał"
"W realu takie kobiety nie istnieją, w Twoim interesie leży, żeby mi udowodnić, że się mylę"
"W takim razie w weekend wsiadam w samolot a Ty pokażesz mi nocne życie w Warszawie"

Wszystkie przykłady, które przytoczyłam są prawdziwe i tylko przekopiowane. Czyż nie prawdą jest, że na pierwszy rzut oka widać stopień polskiej małomiasteczkowości i zakompleksienia?

Ogarnijta się chłopaki

sobota, 17 stycznia 2009

Brzydota..

Przyszło mi się urodzić w przewdziwnym kraju. Nie nowością są opinnie, ze Słowianki uchodzą za kwiat Europy i nawet jeśli ktoś nie przepada za tym typem urody, to według mnie i tak może śmiało powiedzieć - tak, nasze kobiety są piękne.
Sama jestem typem Słowianki i choć zachwyca mnie południowy ty urody, bursztynowe oczy, ciemne , cięzkie włosy to wolę mimo wszystko pozostać taka jaka jestem.
Południowe słońce dość szybko niszczy delikatność skóry i przygasza błysk w oku wprost wproporcjonalnie do wchłoniętego spagetti i lasagni, które to rozpycha niczym dziewięciomięsięczne dziecko brzemię matki, kolanami i łokciami.
Może jesteśmy bardziej zimne i brak nam południowej gorącej krwi , tętniącej we wschodnioeuropejskich żyłach, za to świetnie się konserwujemy i mamy wyjątkowo długi termin przydatności do spożycia.
Trudniej polskiemu, bądź też zagranicznemu mężczyźnie, po przebudzeniu, po ciężkiej imprezie , mieć odruch wymiotny, w polskim łóżku.
Odrzucam oczywiście skrajne przypadki spoconych purytanek z ciągle kręconymi włosami pod pachami i cudeńka o wymiarach przypominających klepsydrę, przypominającą nomen omen upływ czasu. Rachunek jest prosty, średnia klasa polskich kobiet jest ciągle w pierwszej lidze.
Rzecz zupełnie ma sie inaczej z naszymi Panami, choć powinnam napisać panami.
Siedząc na lotnisku za granicą, brodząc po słonecznej plaży , czy też kupując marakuję w narożnym warzywniaku obserwuję mężczyzn, którzy mnie otaczają.
Nie mogę pojąć zupełnie jak to się dzieje, że za granicą każdy ma jakiś pomysl na siebie, nawet jeśli nie jest Bradem Pittem czy innym Nicolasem, potrafi bez najmniejszego problemu ukryć ten fakt a to finezyjną czapką, a to paskiem przykuwającym wzrok, a to niespotykanym obuwiem.
Nawet jeśli nachyli sie przypadkiem nad Toba, bo właśnie naszła go ochota na melona leżącego tuż obok wybranej przeze mnie marakui, nie zwali mnie z nóg zapachem stęchłego cementu z dawno nie używanej betoniary z podwórka wujka, ani też innym koszącym smrodem. Najczęściej też umie się odezwać, bez względu na to, czy jest śmiały czy nie.
Co z polskim koguceniem?
Nic, totalne dno.
Jeśli widzę gdzieś w klubie kogoś, kto zasługuje na uwagę, mogę się zalożyć, że jest obcokrajowcem, bądź też ,w szczególnych przypadkach ,polak - pobierał nauki za granicą, liznął trochę świata i wie co ze sobą zrobić.
Typowy zaś Polak, zajmę się moim pokoleniem, a więc 30-35 latek, a juz nie daj Boże 40 latek wygląda gorzej niż mój ojciec, ktory kiedyś w takim wieku też był, ale przynajmniej zakładał dżinsy przysłane przez kuzynkę ze Stanów.
A więc, beznadziejny stan skóry, dezodorant, bo przecież nie perfuma, co najwyżej BAC, spodnie sprzed czternastu sezonów, zestawione cokolwiek dziwnie z absolutnie nie pasującym kolorem koszulką, t-shirtem, czy czymkolwiek innym ( czasem trudno rozpoznać).
Idąc dalej, przerzedziale włosy myte chyba szamponem z rumianku, a często nie myte, lub druga wersja, te same włosy, choć cięższe, ale bynajmniej nie od ich ilości - cięższe od siedemnastu kilogramów żelu- tak jest cool..
Higiena jamy ustnej nie pozostawia juz pola na jakikolwiek komentarz, nawet neutralny.
Co ma do powiedzenia polski samiec rozpłodowy?
Najczęściej nic, w gorszych przypadkach, mówi, choć jak już mówi to może lepiej, żeby się nie odezwał.
Kocham podryw w stylu:
"Jesteś zajebista", "Niezła z Ciebie dupa", bądź "Ale mnie jarasz".
Finezja i oryginalność powaliłaby Kolosa, nawet gdyby nie miał glinianych nóg.

Jestem estetką.

Choruję na chroniczny brak doznań wzrokowych.
Szukam rododendronów i dalii, nietrudno je zauważyć pośród pleniącego się perzu, skrzypu polnego i blekota pospolitego.

Litości.. Ogarnijcie się, bo się zrzygam.

wtorek, 13 stycznia 2009


Dorosłość

Dorosłam do wielu rzeczy, ze zdziwieniem obserwuję jak z coraz większą łatwością przychodzi mi podejmowanie wielu, kiedyś zbyt trudnych decyzji.
Nie chowam już głowy w piasek, nie uciekam przed odpowiedzialnością, potrafię stanąć twarzą w twarz z moimi strachami ukrytymi pod łóżkiem i łypiącymi z niedomkniętej szafy, im więcej we mnie pewności tym mniej w moich przeciwnikach.
Kilka dni temu umieściłam wpis w którym dałam jasno do zrozumienia, że coś się wydarzy, wydarzyło się.. Dokładnie tak jak to przewidziałam, nie było to trudne zadanie biorąc pod uwagę, że doskonale znałam przeciwnika, jednak ludzie się nie zmieniają, pewnie dorośleją, ale na pewno nie zmieniają się.
Czy to działa na ich korzyść, czy nie korzyść? Nie mnie to oceniać.
Zastanawiam się czy ja się zminiłam od tego czasu, chyba też nie..
Dalej umiem karmić małą łyżeczką czekoladowym Monte i dalej potrafię położyć ser na 3 parówki umieszczone na 1,5 minuty w mikrofali, dalej umiem zrobić Earl gray'a tak, żeby smakował najbardziej na świecie i pewnie bez problemu owinęłabym w folię Jana Niezbędnego ,obrane kiwi. Dalej pamiętam o tym, że kanapkę należy przekroić na pół, żeby nie przysparzała problemów przy pierwszym kęsie i że masło zwykło leżeć na dolnej półce w lodówce. Ech... Stare dzieje...
Ale oprócz tego stałam się kobietą, świadomą swoich potrzeb, nie biednym dziewczęciem, ale pełnowartościową KOBIETA. Nie potrzebuję juz nauczyciela, ale mentora.
Umiem rozmawiać z historią, bez cienia żalu i pretensji..
Lubię też mieć zamknięte do końca sprawy, lubię zamykać za sobą drzwi, których już nie chcę otwierać i wyrzucać klucz do rwącej rzeki.
Coś umarło, czy jest sens, w tej sytuacji,wlec za sobą trumnę?

Te drzwi też chciałam zatrzasnąć tak jak należy, rozkładające się na moich plecach ciało trupa zaczęło wyciskać na moim ciele plamy opadowe.
Jak się okazuje są drzwi, których zatrzasnąć się nie da, przy każdej próbie ich domknięcia, ktoś wkłada między futrynę a skrzydło stopę.
Czy naprawdę tak ciężko jest pozwolić na ich zamknięcie ? Czy jest sens żyć w przeciągu?

Nie mogę pojąć tego, dlaczego się mnie boi. Nie chcę zniszczyć niczego.
Przez wiele miesięcy żyłam w poczuciu winy, gdybym wtedy zrobiła to, to by było inaczej, gdybym zrobiła inaczej to by było to, beznadziejna kwadratura koła.
Przyszedł czas, kiedy siadłam i rozpisałam całą tę historię od początku i całkowicie się z niej rozgrzeszyłam.
Nawaliłam, ale tylko raz. Każdy kolejny ruch przepełniony był chęcią poprawy, do dziś zadaję sobie pytanie po co?
Żeby nakarmić wygłodniałe ego? Żeby napaść oczy moją męką? Żeby udowodnić jak to dobrze jest kogoś ukarać?
Ja sama nigdy nie byłam mściwa, więc to obce mi uczucie, staram się też nie stawiać na pierwszym miejscu mojej dumy nad emocjami.
Już nie mam sobie nic do zarzucenia.
Zawsze słyszałam, jeśli coś się zaczyna , należy to umieć skończyć. Konsekwencja , ale tylko w dziedzinach, które są akurat na rękę??
Nie ma już we mnie ani złości, ani nienawiści, ani żalu, ani pretencji, nie ma żadnych najniższych emocji. Jestem w zgodzie ze sobą i z podniesioną głową. Nie muszę przejść na drugą stronę ulicy jeśli będę skazana na konfrontację, nie muszę uciekać.
Doskonałe uczucie, nieprawdaż?
Nie jestem dzieckiem i nie chcę robić dziecinady, ale niesposób pewne rzeczy zrobić samemu.
Dlatego przynajmniej powieszę kartkę.


ZAMKNIĘTE

Powstałam z martwych

Wracam do świata żywych..
Nie zwykłam chorować, ale to co się wydarzyło w przeciągu ostatnich 4 dni to nic innego jak Armagedon w moim ciele.
Choroba przyszła z nienacka, zwykły ból głowy w czeluściach nocy okazał się morderczym kilerem, który pozbawił moje ciało wszelkiego ruchu...
Łzy płynęły mi po policzkach z bezsilności a momentami zastanawiałam się czy nie łatwiej wziąć zwykłą piłkę do metalu i odpiłować każdą bolącą kość a szpatułką do usuwania lodu z zamarzniętego w gnat zamrażalnika, oddzielić każdy mięsień, żeby przestać go czuć.
Dwa dni pół snu pół jawy, letarg z majaczeniem , i trzęsące się członki ciała to z zimna to z obrzydliwego lepiącego gorąca.
Jestem nazbyt aktywna, żeby chorować, zabija mnie to i pozbawia mocy, ale wracam , krok po kroku coraz lepiej..
Podobno to karma się wypala, to tak górnolotnie, a przyziemnie?
Zmarzła mi chyba dupa.

piątek, 9 stycznia 2009

czwartek, 8 stycznia 2009

....

Z czystej tylko przyzwoitości wolno mielę w sobie bułę z serkiem wiejskim i kroplą leśnej konfitury, kakao też jakoś ciężko mi się przełyka, mimo, że tak bardzo je lubię...
Znów ten stan zaciśniętego żołądka i oczekiwanie jak skazaniec w celi śmierci już nie na wyrok a na jego wykonanie.
Obstawiam, że za godzinę, najdalej dwie skończy się moje tu i teraz .
Tym razem zaakceptuję kazdą odpowiedź i z kazdej zrobię uzytek w dobrym kierunku.
Co daje mi "nie"?
- rozgrzeszenie, wyzbycie się wyrzutów sumienia, przeświadczenie, że zrobiłam wszystko jak należy, odpowiedź, czy było warto, zamknięcie drzwi, rozpoczęcie nowego etapu
Co daje mi "tak"?
- nagrodę za tak długi czas oczekiwania, przekonanie, że nic nie dzieje się przez przypadek, dowód, że to nie były moje wyimaginowane historie, że czasem warto czekać, nawet lata, że jestem kimś ...
Cała jestem w nerwach....

Papieros, papierosek

Ocknęłam się dzisiaj całkowicie wyspana, na 20 minut przed budzikiem, poprzeciągałam się leniwie, zajrzałam do Morelki, na szczęście dziś już nie leżała w basenie (dla niewtajemniczonych, mój wąż ostatnimi czasy zmienił się w węża wodnego i basen stał się jego sypialnią), a na szczęście, bo akurat u tego typu węży leżenie w basenie nie jest bynajmniej oznaką zdrowia.
Poczłapałam w kapciach frotte i pidzamie ze Scoobim do kuchni, usiadłam przy stole, wyjżałam przez okno, uśmiechnęłam się do siebie spod półprzymkniętych powiek, przegarnęłam lwa, który zagościł na mojej glowie podczas snu i podlałam ciągle zielony kwiatek.
Dzisiaj jest 4 dzień mojego niepalenia, dzisiaj rano też, skądinąd wytrawny strzelec, wypuścił strzałę nakierowaną wprost do mojego mózgu z informacją - "poranny papieros", uśmiechnęłam się pobłażliwie- umiem z tym walczyć.
Swoją drogą to dziwne, jak mózg potrafi sam ze sobą negocjować o tego jednego papierosa. Czuję niemalże obecność innej osoby wewnątrz mnie. Ja i ten "ktoś" prowadzimy niekończącą się dysputę na temat tego, czy powinnam, czy też nie powinnam zapalić papierosa.
Na szczęście w dalszym ciągu bardziej przekonują mnie moje własne argumenty, niz podstępnego alter ego.
Pomijając kwestie typowo zdrowotne, finansowe i estetyczne jest jeden argument, który najsilniej trzyma mnie w moim postanowieniu....
Zawsze byłam ciekawska..
Nie znam stanu, kiedy phisis & psyche nie domaga się nikotyny.
Chcę wiedzieć jak czuje się ciało i umysł kiedy jest całkowicie wolny od uzależnienia..
Palę 15 lat, nie wiem co to znaczy nie myśleć o papierosie...
Tym razem wszystko wskazuje na to, że się dowiem..

środa, 7 stycznia 2009

Poświąteczny zastój udziela się również w firmie, telefony jakby bardziej ociężałe, wciąż cicho i bez oszalałaych zleceń na juz, albo na wczoraj, zresztą wczoraj położony długopis na skraju biurka ciągle tam jest, zeszyt wolniej niż zwykle zapełnia się notatkami a ja mam czas, żeby myśleć, egoistycznie oczywiście - o sobie..
Napomknęłam wczoraj o braku asertywności
Nie jestem asertywna, nigdy nie byłam i nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie potrafię też powiedzieć, czy nie jestem asertywna, bo zabijają mnie wyrzuty sumienia, czy nie potrafię być asertywna, bo w moim duchu i ciele panoszy się beztrosko empatia.
Uchodzę za zimną osobę, czy jeśli jeszcze dodatkowo nauczę się asertywności okaże się, że jestem robotem?
Nie umiem też prosić, co w połączeniu z poprzednimi cechami stawia mnie na straconej pozycji, gdyż ludzie, którzy, brakujące mi umiejętności, właśnie je posiedli, wykorzystują to bez cienia skrępowania.
Sama już nie wiem, czy robią to świadomie, czy też po prostu tak mają i nawet nie zauważają z jaką łatwością cedują na mnie swoje obowiązki, a ja, nie umiejąc powiedzieć "nie" z mniejszą już łatwością to przyjmuję.
Nie umiem tez powstrzymać się przed zaproponowaniem pomocy, wtedy, kiedy ktoś jej potrzebuje, naprawdę sprawia mi frajdę to, że potrafię coś dla kogoś zrobić calkowicie bezinteresownie.
Czemu akurat dzisiaj mnie to zabolało? Boli mnie od dawna, bo ja czasem też potrzebuję pomocy...
Mam wrażenie, że czara goryczy powoli zaczyna być pełna, niewiele kropel zostało do jej przepełnienia.

wtorek, 6 stycznia 2009


Wywołana do tablicy...

Juz miałam napisać o tym jaka jestem mało asertywna, ale zaczęłam dzień jak zwykle od przeczytania ulubionych blogów. Dlatego poczułam się wywołana do tablicy. Rzecz dotyczy komentarza, który umieściłam na blogu Soul.
Napisałam - " Ja nie mam tatuaży, po moich doświadczeniach zostały tylko głębokie blizny". Jako, że wpis pierwotnie był inny, mój komentarz dotyczył tego co przeczytałam wcześniej.
Psychicznie jestem oblepiona bliznami, niestety nie mają one nic wspólnego z artyzmem tatuażu, wiele z nich ciągle się jątrzy i ropieje, zalecza nie wiadomo kiedy, po to, żeby w najmniej oczekiwanym momencie przeszyć skręcającym bólem raz jeszcze. Inne, te stare, juz zasklepione chyba dodają mi uroku, wiem jakim narzędziem zostały zrobione, więc unikam go jak ognia, tak samo zresztą jak wszystkich jemu podobnych.
Moja dusza jest jedną wielką skaryfikacją,skaryfikacja, która nie jest zamierzona, więc próżno szukać tam regularnych linii i fantazyjnych wzorów, bardziej przypomina ciało Conana niż pozwala na podziwianie kunsztu rzemieślnika rzeźbiącego skalpelem w ludzkiej skórze.

To tyle w kwestii psychicznych blizn-tatuaży.

Może przez to właśnie, podświadomie, chcąc ukryć te defekty, zdecydowałam się na prawdziwe?

Lubię swoje malunki, pierwszy z nich pojawił się 11 lat temu, kolejne po znaczących zdarzeniach w moim życiu, nie chciałabym ich nie mieć, zrosły się ze mną, są częścią mnie.
I mimo tego, że wykonywane igłą i głośno buczącą maszynką, ingerujące w strukturę skóry są delikatne i niewyczuwalne przy dotyku.

Chciałabym, żeby te pierwsze, kiedyś też były tylko ornamentem a nie kawałkiem pocharatanego mięsa nieumiejętnie zszytym przez czaso-chirurga.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Papieros

"...Twoim obecnym problemem związanym z urodą i fizycznością sa fajki przez które śmierdzisz, masz zmęczone oczy i cerę i zwiekszone zapotrzebowanie na sen. Nie wspominajac o efekcie społecznym. Doklejanie uszu, malowanie twarzy to czytanie ksiazżki o fitnesie z batonikiem w ustach. Wynalazek dla ludzi ekranu i ulicy. Statystyki nie kłamią..."
Nienawidzę go za to...


Zgasiłam ostatniego papierosa..

Kamienie





Lubię tam jeździć, 85 lat szczęścia, zawsze uśmiechnięte oczy, pogodna twarz i zawadiacko-młodzieżowo obcięte włosy na jeżyka, żadna tam lepiąca pożyczka w którą stroją się jego kumple przed wyjściem na sumę.
Człowiek renesansu o niewiarygodnie zapchanej pomysłami głowie, czasami mam wrażenie, że jest nierealny, nie przystaje do dzisiejszych czasów.
Nie potrzebuje cudów techniki, żyje swoim tempem, według swoich zasad w wielkim poszanowaniu każdego stworzenia.
Słodzi wywar z pokrzywy miodem a wieczorem raczy się lampeczką swojej roboty wina z kwiatów mleczu i kocha kamienie.
Wyczarowuje z nich cuda i obdarowuje wszystkich wokół, wie gdzie należy uderzyć, żeby otrzymać oczekiwaną formę, mimo swojego wieku mówi, że ma jeszcze tyle do zrobienia, że ani myśli gdziekolwiek stąd się wybierać...
-Mój Anioł....Wiedziałem, że przyjedziesz..
- Śniły ci się konie?
- Kasztanki i gniade, wiesz, że nie da mi się zrobić niespodzianki.... Chodź, pokazę Ci co mam.
- Niech zgadnę...hmmm.. kamienie?
- Całe mnóstwo, znalazłem je tu niedaleko, zupełnie jakby ktoś je do mnie podrzucił, zrobię z nich donice, takie wielkie. Zasadzę w nich bratki i postawię przy wejściu, co myślisz?
- Wiesz, że cię uwielbiam, bratki też, więc donice będą jak najbardziej na miejscu. Ale teraz poczęstuj mnie winem z bzu, na pewno coś dla mnie zostało.

Singlowanie

Jeszcze do niedawna byłam (nie) normalna, tzn moim dziewczyńskim marzeniem było posiadanie męża, dzieci i domu z ogrodem, a w nim, jakże by inaczej, drzewa, które rzeczony wcześniej mąż by zasadził. Od lat kilku moje kobiece juz, a nie dziewczyńskie marzenia całkowicie się przetransformowały. Nie chcę ani białej sukni z długim trenem, ani męza, ani nawet drzewa. Chcę być SAMA.
Powtarzam to jak mantrę wszystkim moim znajomym w szczęśliwych związkach, tudzież mamom tuż przed rozwiązaniem a oni niczym soliści, acz śpiewający w jednym chórze z wykrzywioną twarzą, żywcem wziętą ze starozytnej Grecji maską pośmiertną, patrzą i nadziwić się nie mogą.
-A co jak będziesz stara?
-Nie dbam o to co będzie jak będę stara, jestem tu i teraz, byc może jutro rozjedzie mnie czerwona corvetta albo spadnie mi na głowę niezabezpieczona dachówka z pobliskiej budowy.

Czasem mam wrażenie, że ludzie będąc teraz właśnie w sile wieku i mając tak wiele możliwości sami ich się pozbawiają na poczet sielskiej doliny , wtedy , kiedy będą pomarszczonymi staruszkami i ledwo będą mogli podsunąć sobie kaczkę lub basen z nadzieją w oczach oczekując, że zaraz po nich, ktoś tę kaczkę lub ten basen z obrzydzeniem na twarzy wyniesie.
Nie chcę pozbywać się wszelkich moich przyjemności i dostosowywać do zaborczego kochanka tylko dlatego, że może to on właśnie za lat 40 będzie wynosicielem mojego gówna.

-Ale ty bedziesz taka samotna...Święta sama, urodziny sama. Nie potrafię sobie tego wyobrazić..
-Święta , srenta :P. Nigdy nie celebrowałam świąt, więc nie sądzę, że na starość odbije mi palma i nagle już tydzień przed wigilią będę łazić na targ po suszone grzyby i śmierdzieć kapustą kiszoną z rzepakowym olejem.
Dajcie mi spokój, moje szczęście odstaje od waszego postrzegania szczęścia, ale czy to oznacza, że ja jestem mniej szczęśliwa?
Zapewniam, że nie. Jestem na tyle bezczelna, że zaryzykuję stwierdzenie, że to JA żyję pełną piersią a nie wy, w potrzasku własnych miłości, udupieni danym słowem, tak naprawdę z tęsknotą spoglądający na cudo, które przemknęło za restauracyjną szybą, a które już nigdy nie będzie wasze, bo oto wy siedzicie obok lekko wylniałego, ale monopolistycznie "waszego" szczęścia.
- Jesteś cyborgiem, nie umiesz kochać...

Bzdura - umiem kochać całą sobą, każdym centymetrem mojego ciała, a że krótko? Więcej warte są dla mnie miłości krótkie, ale pełne emocji, fajerwerków i chemii i na dodatek kilka razy w roku, niż przereklamowane 8 lat u boku jednego faceta. Bo co to jest po takim czasie? Jedyne co mi przychodzi do głowy to kazirodztwo.
Dlatego przestańcie mnie oceniać, przecież widzę w waszych oczach ten cień zazdrości, że ja mogę wszystko..